Antoni Macierewicz w czwartek został przyjęty przez sekretarza obrony USA Jamesem Mattisem. To była jego pierwsza wizyta w Pentagonie. Jak pan ją ocenia?
Ta wizyta miała przede wszystkim pokazać, że minister Antoni Macierewicz ma dobre, robocze kontakty z sekretarzem obrony USA. Obaj politycy spotkali się już wcześniej przy okazji wizyt w Kwaterze Głównej NATO. Jednak do dłuższej wymiany zadań między nimi nie dochodziło. To już zaczęło wyglądać dziwnie, tym bardziej że wielu ministrów obrony z państw europejskich zdążyło się już wcześniej z Mattisem spotkać. Kontakty na tym poziomie powinny być rutyną, a obecne świętowanie i propagandowe ogrywanie tej wizyty świadczy o tym, że było to jednak coś nadzwyczajnego.
Z czego wynikała tak długa zwłoka w dwustronnych kontaktach?
Amerykanie, jak zakładam, mają na tyle sprawne attachaty i służby specjalne, że sekretarz obrony wiedział o tym, jaka jest sytuacja w Polsce, jaka jest kondycja polskiej armii oraz jakie są relacje na linii prezydent – minister obrony. To zapewne miało wpływ na to, iż tak długo zwlekano z wysłaniem zaproszenia.
Dobrze jednak, że w końcu do tej wizyty doszło. Choć do niedawna takie kontakty dwustronne między sekretarzem obrony USA i szefem polskiego MON były traktowane jako coś normalnego. W ostatnich dwóch latach jednak zamarły.
Jaki jest wydźwięk wizyty ministra Macierewicza w Pentagonie?
Brak konkretów każe nam przypuszczać, że to spotkanie miało przede wszystkim wymiar polityczno-propagandowy. Polityka to piękna sztuka, lecz nie może być sztuką dla sztuki, musi przynosić wymierne, realne efekty. A tu już jest znacznie gorzej…
Czytaj cały wywiad z Januszem Zemke w portalu Onet.pl, kliknij tu.